Nadszedł w końcu czas, aby na bimblog.pl otworzyć kącik czytelnika. W założeniu ma to być miejsce, gdzie dzielimy się opiniami o ostatnio przeczytanych książkach, artykułach i innych publikacjach. Blogi i portale społecznościowe niech żyją swoim życiem – na szybko i z pewnymi ograniczeniami. Tu nie będzie maksymalnej liczby znaków. Spodziewam się za to sporej ilości zwrotów typu „obowiązkowa lektura”, „koniecznie przeczytaj”, „warto poświęcić na nią kilka godzin”, ale też słów krytyki oraz tez poddanych pod dyskusję.
Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać dość świeżą (bo wydaną 14 czerwca ubiegłego roku przez Beuth Verlag) książkę autorstwa Marka Baldwina – członka zarządu szwajcarskiego oddziału buildingSMART. W mojej opinii jest to pozycja obowiązkowa dla osób aspirujących do miana Managera BIM (odłóżmy na bok dyskusję na temat nomenklatury „stanowisk” BIM), nie tylko w związku z tytułem – „The BIM Manager. Practical guidance for BIM projekt management” – ale przede wszystkim przez wartościowe treści, które wnosi.
Dla osób dość dobrze obeznanych w tematyce BIM ta pozycja może wydawać się (przynajmniej początkowo) dość nudna. Czytelnik musi w końcu przebrnąć przez typowe rozdziały odpowiadające na pytania typu „co to jest BIM?”, „czym jest IFC?”. Ciężko się jednak nie zgodzić z tym, że takie podejście jest najlepszym, jakie można obrać. Autor nie wie w końcu do jakiej grupy odbiorców dotrze, na jakim poziomie będzie ich wiedza i czym dokładnie się zajmują – musi więc nakreślić podstawy dając wspólny fundament dla siebie i czytelników pod dalsze rozważania. Dzięki temu jednak, że robi to w prosty, przystępny i obrazowy sposób lektura kolejnych rozdziałów będąca zagłębianiem się w coraz bardziej zaawansowane treści jest przyjemnością. Nawet pomimo tego, że z każdą kolejną stroną technikaliów jest coraz więcej. I – co uważam za ogromny plus – chociaż nie uważam się za laika w kwestii BIM znalazłam w tej książce sporo stwierdzeń, które warto przemyśleć lub poddać pod dyskusję.
Uważny czytelnik lub taki, który – jak ja – pokusi się o zrobienie notatek będzie w stanie wyłuskać co najmniej kilkanaście tez, które u mnie znalazły się pod hasłem „złote myśli”. Do tego grona zaliczyłam zarówno „oczywiste oczywistości”, jak i wnioski mniej jednoznaczne, przynajmniej dla niektórych – być może mniej zaawansowanych lub świadomych ograniczeń, z jakimi BIM musi się mierzyć. Do pierwszej grupy zaliczam stwierdzenia, których prawdziwości raczej nie podważamy, ale ciężko jest znaleźć źródło, które mówiłoby o tym wprost (jak fakt, że nikt nie będzie ekspertem w każdym aspekcie BIM bo nawet na „chłopski rozum” jest ich zwyczajnie zbyt dużo, a wraz z rozwojem BIM będzie jeszcze więcej). Druga grupa to warte zastanowienia wnioski autora, np. ten dotyczący idei centralnego modelu, którą określa jako „w najlepszym wypadku jedynie półprawdę”. Dla marzących o BIM poziomu 3 takie twierdzenie to prawie policzek. Ciężko się jednak nie zgodzić, że coś w tym jest i centralny model to – przynajmniej dopóki oprogramowanie BIM nie będzie kombajnem od wszystkiego -jedynie utopia (lub pieśń przyszłości, jeśli ktoś mimo wszystko chce go stawiać w kontekście rzeczy – choć odległych w czasie – jednak realnych). Drugie tego typu zagadnienie, którym chciałabym się z Wami podzielić dotyczy płaskich rysunków. Sądzę bowiem, że jest wśród BIM-owców spora grupa, którą wierzy, że kiedyś całkiem z nich zrezygnujemy. Kilka argumentów przeciwko tej tezie przedstawia autor, ale chyba i tak sporo było spoilerów więc zainteresowanych odsyłam do źródła.
Nieco podsumowując kwestie treści książki pokuszę się o szczególne polecenie jednego, moim zdaniem najbardziej wartościowego, rozdziału. To ten o wdrożeniu BIM. Jest to w zasadzie instrukcja wskazująca kolejne kroki, jak się zabrać do tego ambitnego zadania i przy odrobinie chęci i odwagi sądzę, że po lekturze mający już nieco doświadczenia czytelnik byłby w stanie to zrobić z powodzeniem. Podział na etapy, wymagane dokumenty, czynności i analizy oraz wskazówki dotyczące tego, jaki projekt wybrać na pilotaż – to wszystko na zaledwie kilkudziesięciu stronach. Jednym słowem: wdrożenie w pigułce.
To nie koniec powodów do tego, by poświęcić te 3 wieczory na lekturę i notatki. Aby jednak nie zdradzić za dużo (żeby ktoś jednak sięgnął po książkę a nie poprzestał na tym tekście, traktując go jako streszczenie najważniejszych treści) wymienię jeszcze tylko trzy, bardziej dotyczące stylu książki i jej kontekstu, co jednak jest nie mniej wartościowe niż wspomniane wcześniej wskazówki.
Po pierwsze: przykłady. Każdy rozdział zawiera case study na jego temat. I chociaż uważam niektóre z nich za marnowanie papieru, gdyż wydały mi się mało wciągające na pewno trzeba docenić wartość tych, które rzeczywiście mówiły coś więcej niż „robimy BIM – jesteśmy fajni”. Tym bardziej, że za tymi przykładami stali ludzie, którzy (przynajmniej według krótkiego resume przytoczonego na początku każdego case study) rzeczywiście mają ogromną wiedzę i doświadczenie, którego nam w Polsce zdecydowanie jeszcze brakuje.
Druga rzecz, którą ja osobiście bardzo lubię, to obrazowe przykłady tłumaczące przekazywane treści. Jest to aspekt bardzo przydatny zwłaszcza dla tych osób, które od tej publikacji chciałyby zacząć swoją edukację o BIM. Porównania do rzeczywistości, w której przyszło nam żyć i zmian, które przyjmujemy z otwartymi ramionami, jak telefony komórkowe o osiągach stacji roboczej z początku wieku czy wszechobecne połączenie z siecią uświadamia, że BIM to tylko kolejna zmiana i powinniśmy się z nią jak najszybciej oswoić, bo nie ma już od niej odwrotu. Ale z tym chyba już mało kto polemizuje. Z drugiej jednak strony obracając się w gronie zwolenników BIM łatwo złapać się na efekt potwierdzenia w tym temacie więc pozwolę sobie jedynie na stwierdzenie, że po przeczytaniu tej książki co najmniej kilku niedowiarków przejdzie na „dobrą stronę mocy”.
Ostatnia rzecz, na którą chcę zwrócić uwagę to logo widoczne na okładce. Nieważne jak bardzo będziemy chcieli jako kraj posiadać swoje standardy, swoje normy i robić BIM po swojemu nie da się ukryć, że podwaliny pod zmianę jaka się właśnie dokonuje postawiła właśnie organizacja, którą dziś znamy pod nazwą BuildingSMART. Dzięki niej możemy dziś mówić o openBIM, IFC, standardach dla modelowania danych o budowlach i budynkach a już niedługo o standardach dla infrastruktury. I chociażby dlatego mam do tej organizacji ogromny szacunek – bo zrobiła pierwszy krok ku łączeniu sił we wspólnym celu zamiast trwać wśród podziałów, co niestety jest dla branży budowlanej typowe – niezależnie od szerokości geograficznej.
I tym, być może nieco patetycznym zdaniem, chcę skończyć to otwarcie, które także ma na celu łączyć ludzi i skupiać ich wokół wartościowych publikacji o BIM.
Miłej lektury.
Karolina Wróbel
M.A.D. Engineers