BIM – łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Ludzie.

Dzisiaj przyszła kolej na ostatni artykuł z serii, opisujący najważniejszy czynnik, który sprawia, że „robienie BIMu” nie jest takie łatwe, jak mogłoby się wydawać – czynnik ludzki. Na nic nie zdadzą się technologia i sprawne procesy, jeśli napotka się opór i niechęć ze strony osób, które będą wykorzystywać metodykę BIM.

Po co nam ten BIM?

No właśnie, po co? Przecież całe życie pracowaliśmy w 2D i było dobrze. Takie stwierdzenie można usłyszeć zarówno z ust osób podejmujących decyzję o wdrożeniu BIM w firmie, jak i u szeregowego pracownika, który został zmuszony do zmiany sposobu swojej pracy.

W pierwszym przypadku, odpowiedź na pytanie „po co?” najczęściej wynika z faktu, że pojawia się coraz więcej przetargów z wymogiem BIM. Na rynku zagranicznym, w państwach takich jak Wielka Brytania, Dania czy Singapur zdecydowano się nawet wprowadzić BIM, jako obligatoryjny do niektórych inwestycji publicznych. Mając na uwadze, że i w Polsce może mieć to miejsce, warto systematycznie się rozwijać i być otwartym na nowości, aby sprostać wymaganiom stawianym przez zamawiających i nadążać za konkurencją. Motywację do wdrożenia stanowi też czasem sytuacja, w której część inwestorów z sektora prywatnego, chce podejmować współpracę jedynie z biurami pracującymi w BIM.

Powody do wdrożenia BIM są jednak często bardziej złożone. BIM może zautomatyzować pracę, pozwolić na poświęcanie mniejszej ilości czasu na rysowanie, a większej na projektowanie czy ułatwić wprowadzanie zmian do projektu. Jak wszystko co nowe, wymaga jednak pełnego zaangażowania i zerwania ze starymi przyzwyczajeniami. Jak wiemy – to często bywa trudne. W takiej sytuacji ważne jest nastawienie zespołu, a także odpowiednia postawa lidera, która może wpłynąć pozytywnie bądź negatywnie na pozostałych. Powinien on dążyć do tego, aby przekonać pozostałych, że dziś podjęty wysiłek opłaci się w przyszłości, a zespół musi w to szczerze uwierzyć. Bez tego zmiana jest niezwykle trudna.

Nie wszystkie osoby są na szczęście negatywnie nastawione na BIM. Wzbudzającym podziw przykładem jest właściciel małego biura architektonicznego, który podczas realizacji jednego z projektów, miał okazję współpracować z firmami stosującymi BIM. Po dostrzeżeniu korzyści i usprawnień w codziennej pracy jakie stwarza ta metodyka, postanowił wprowadzić ją do swoich projektów.

Słomiany zapał

To niestety nie koniec przeszkód. Zgubny może okazać się też tzw. „słomiany zapał”. Na początku wdrożenia BIM pracownicy są pełni entuzjazmu i chętni do pracy. Uczestniczą w niezbędnych szkoleniach, poznają nowe standardy, nastawiają się na zmiany, jednak gdy przychodzi do praktycznego zastosowania, są przytłoczeni nawałem pracy (niezbędnej na wstępie do przygody z BIM). Wtedy, gdy brakuje czasu, sięgają po znane i wielokrotnie wykorzystywane wcześniej rozwiązania, traktując nowe metody jako dodatek, z którego w każdej chwili można zrezygnować. Początki bywają trudne, ale bez zainwestowania na wczesnym etapie, nie można w pełni korzystać z możliwości, jakie niesie ze sobą BIM.

Oprócz jednorazowego pozyskania wiedzy, ważne jest także jej bieżące aktualizowanie. Dotyczy to zarówno oprogramowania jak i ogólnych pojęć, procesów, czy nawet sposobu pracy. Co jakiś czas wydawane są aktualizacje oprogramowania, poszerzające dotychczasowe możliwości. Pojawiają się także nowe pomysły i podejścia, z którymi trzeba być na bieżąco, aby nadążyć za rynkiem.

„Jakoś to będzie” – czy aby na pewno?

Postawa „jakoś to będzie” pojawia się w wielu projektach, także BIM-owych. Dotyczy zarówno możliwości samego oprogramowania, jak i umiejętności korzystania z niego, wiedzy na temat BIM oraz podejścia do zapisów umownych.

Przykładem takiej postawy w przypadku możliwości oprogramowania jest sytuacja, gdzie branżysta, dysponując oprogramowaniem, które nie pozwala na wczytanie chmury punktów, zadeklarował się wykonać model inwentaryzacji na bazie wyników skanowania laserowego. W jaki sposób postanowił wywiązać się z umowy? Model wykonywał „metodą prób i błędów”, podczytując chmurę punktów wraz ze swoim wyeksportowanym roboczo modelem w jednym programie i dokonując przybliżonych korekt lokalizacji elementów w drugim, co spowodowało szereg rozbieżności.

Zdarzają się także przypadki przydzielenia do realizacji zadania BIM osób nie posiadających podstawowej wiedzy i umiejętności w tym zakresie. Znamy sytuację, gdzie na początkowym etapie projektu, branżysta zarzekał się, że jest w stanie dostosować się do wszystkich wymagań postawionych przez zamawiającego. Gdy przyszedł czas na przekazanie pierwszych wersji roboczych, okazało się, że na daną chwilę brakuje w jego firmie odpowiednio przeszkolonych pracowników, przez co wydanie jakiegokolwiek modelu było niemożliwe.

Nieznajomość oprogramowania stanowi częsty pretekst żeby czegoś nie robić, bo „przecież się nie da”. A wystarczyłoby dobre opanowanie obsługi i to, co początkowo niewykonalne (w wielu przypadkach), stałoby się możliwe.

Zgubna może okazać się także nieznajomość lub niestosowanie się do zasad modelowania. Brak podziału elementów na kondygnacje, błędne przypisanie do nich, niewłaściwe nadanie typu IFC często doprowadzają do tego, że model, z wyjątkiem celów wizualizacyjnych, staje się bezużyteczny. Duży problem stanowi również niewystrzeganie się kolizji pomiędzy obiektami w imię zasady: po co? – przecież i tak wybudują z dokumentacji płaskiej, na której będzie dobra rzędna. Projektanci często nie podgrywają sobie jako referencji pozostałych modeli – skutkiem są kolizje, nie tylko z innymi modelami, ale nawet w obrębie tej samej branży, pomiędzy fragmentami za które odpowiadały różne osoby.

Jak już wspominaliśmy we wcześniejszych artykułach, pokutuje także przekonanie: „znam [tu wstaw nazwę dowolnego oprogramowania do modelowania] to projektuję w BIM”. A później okazuje się, że branżyści, którzy „wykonali w BIM” już niejeden projekt, nie wiedzą jak otworzyć plik IFC czy obawiają się, że bryła symbolizująca punkt bazowy modelu, zamodelowana w celach koordynacyjnych, zostanie wybudowana. Takie podstawowe braki w wiedzy doprowadzają do sytuacji, gdzie projektanci nie są w stanie kontrolować tego co przekazują zamawiającemu w pliku IFC. Modele są często niekompletne lub zawierają niepotrzebne elementy robocze i tymczasowe, a nawet niepochodzące z danego projektu.

Podejście „jakoś to będzie” bywa też stosowane w odniesieniu do zapisów umów i objawia się najczęściej brakiem odpowiedniej analizy zapisów i płynących z nich konsekwencji. Jako przykład przywołać można sytuację, gdzie wykonawca składa ofertę bez uwzględnienia kosztów związanych z BIM (np. zapewnienia platformy wymiany danych o określonych funkcjonalnościach lub konieczności dostarczenia modeli na wybranym etapie) co powoduje, że jego propozycja jest niedoszacowana. W następstwie, po wygraniu przetargu, będzie starał się maksymalnie obniżyć koszty swojej pracy, aby osiągnąć zakładane zyski. Oczywiście pierwsze do ograniczenia wybierane są nakłady na BIM, często uważane za zbędne.

Zosia Samosia

Podstawą BIM jest współpraca. Jak ma się do tego sytuacja, w której główny projektant nie pozwala na kontakt ze swoimi podwykonawcami, bo uważa, że sam jest odpowiedzialny za wszystkie branże? Dodatkowo importuje przekazane mu modele IFC do swojego oprogramowania (co więcej, innego niż projektanta) i ponownie eksportuje. W takim modelu, do błędów popełnionych przez branżystę podczas modelowania, mogą dołączyć defekty wynikające z niepoprawnego importu i eksportu w sofcie głównego projektanta.

Częste wydaje się być również postrzeganie konsultanta BIM jako osoby przeszkadzającej, a nie pomagającej. A przecież początkowe, wspólne ustalenie planu, a później jego konsekwentna realizacja ułatwia wszystkim pracę i stanowi prostą drogę do osiągnięcia postawionych zamierzeń.

Naszym celem w serii „BIM – łatwo powiedzieć, trudniej zrobić” było podzielenie się obserwacjami i wnioskami dotyczącymi problemów z efektywnym stosowaniem BIM. Przytaczając definicję pochodzącą ze słownika języka polskiego: „trudny” to taki, którego wykonanie lub osiągnięcie wymaga wysiłku. „Trudny” nie oznacza „niewykonalny”.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale wszyscy wskazują, gdzie tkwi clou wdrożenia BIM. Kluczem do sukcesu wydaje się być połączenie odpowiednio dobranego oprogramowania, znajomości możliwości narzędzi, ogólnej wiedzy na temat metodyki BIM i wiążących się z nią procesów oraz odpowiedniego nastawienia i otwartości na to, co nowe.

Podsumowując, na jedno chcielibyśmy zwrócić uwagę: BIM nie jest już przyszłością. BIM dzieje się tu i teraz i mimo, iż nie raz poczuliśmy na własnej skórze, że czasem łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić, to z pełną odpowiedzialnością zachęcamy do otwarcia się na niego i czerpania pełnymi garściami.

 

Sylwia Trybek
Joanna Karkoszka
M.A.D. Engineers

 

Komentarze

Dodaj komentarz