W minioną środę usiedliśmy wraz z mężem przy stole w kuchni na wieczorne pogaduchy w stylu „jak ci minął dzień kochanie? …”. Maciek opowiadał mi właśnie o swoich problemach w pracy i nagle od niechcenia rzucił pytanie: „Jak widzisz IPD na tle zadań realizowanych w formule zaprojektuj-zbuduj? ”. Niemal z automatu odpowiedziałam: „Nie widzę” … milczenie … obserwuję zdziwienie w oczach mojego męża (chyba dlatego, że zna moją fascynację IPD i zamiłowanie do zarządzania projektami) … zapanowała niezręczna cisza więc szybko pośpieszyłam z dalszymi wyjaśnieniami … „nie przy takim podejściu do zarządzania projektami. Najpierw musiałoby się zmienić myślenie wieeeeeelu osób. Wszyscy myślą teraz o sobie, skupiają się na zachowaniu własnego stanowiska, pensji, bonusów, uznania i w to wkładają tyle życiowej energii, że najzwyczajniej w świecie nie starcza jej już na rzetelną pracę nad projektem. Nikt nie myśli o dobru projektu, o optymalizacji kosztów w całym cyklu realizacji, a już na pewno nie o późniejszych kosztach eksploatacji…” Na to moje oburzenie i wewnętrzny bunt, mój maż zareagował natychmiast: „Napisz o tym” …
Jak zrealizować projekt?
Z mojego doświadczenia, mając na uwadze schemat organizacji procesu inwestycyjnego możemy wyróżnić trzy podstawowe formuły:
- Zbuduj zwaną też Zaprojektuj – ofertuj – buduj
- Zaprojektuj-zbuduj
- PPP – Partnerstwo Publiczno Prywatne
Zgodnie z definicją jaką odnalazłam na wikipedii „zaprojektuj-zbuduj” [1] to metoda opracowania projektu, w której co do zasady odpowiedzialność spoczywa wyłącznie na barkach Generalnego Wykonawcy. Trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem. Formuła ta wykorzystywana zarówno w przetargach publicznych jak i prywatnych w moim odczuciu jest daleka od doskonałości i paradoksalnie rodzi wiele zagrożeń nie tylko dla Generalnego Wykonawcy ale również dla Zamawiającego.
W tym miejscu pozwolę sobie na wypunktowanie ryzyk jakie niesie za sobą zastosowanie tej formuły, tak aby później móc się do nich odnieść, wyjaśniając gdzie w tym wszystkim miejsce na IPD.
Nowelizacja ustawy Prawo zamówień publicznych, dokonana ustawą z 12 października 2012 r. (Dz.U. z 2012 r. poz. 1271) wprowadziła nową definicję robót budowlanych. Od 20 lutego 2013 r., zgodnie z nowym brzmieniem art. 2 pkt 8 ustawy Pzp, przez roboty budowlane należy rozumieć wykonanie albo zaprojektowanie i wykonanie robót budowlanych lub obiektu budowlanego, a także realizację obiektu budowlanego, za pomocą dowolnych środków, zgodnie z wymaganiami określonymi przez zamawiającego.[2]. Taki zapis daje Zamawiającemu możliwość zdjęcia z siebie ryzyk ale również ogromu pracy związanego z etapem projektowym, co do zasady pozostaje w gigantycznej sprzeczności z ideą IPD* która promuje sprawiedliwy podział ryzyk i odpowiedzialności dla wszystkich uczestników procesu inwestycyjnego.
Zamawiający zgodnie z art. 31 ust. 2 ustawy Pzp, jeżeli przedmiotem zamówienia jest zaprojektowanie i wykonanie robót budowlanych w rozumieniu ustawy z 7 lipca 1994 r. – Prawo budowlane, jest zobligowany do opisania przedmiotu zamówienia za pomocą programu funkcjonalno-użytkowego [3]. Stopień szczegółowości oraz realność zapisów PFU zależy wyłącznie od dobrej woli i profesjonalizmu osób odpowiedzialnych za organizację postępowania przetargowego. Na tym etapie dane mi było spotkać się zarówno z jasnym i przejrzystym programem funkcjonalno-użytkowym, który sporządzony był w oparciu o opracowaną wcześniej koncepcję projektową stanowiącą załącznik do dokumentacji przetargowej (jest to jednak rzadkie zjawisko) jak również z PFU stanowiącym pobożne życzenie Inwestora zbudowane w oparciu o wyobrażenia, a nie realne możliwości. Jakie to niesie za sobą skutki? Po pierwsze, pełną dowolność interpretacji zapisów PFU z obu stron, która może okazać się opłakana w skutkach zarówno dla Zamawiającego jak i GW. Jako GW mając dowolność interpretacji zapisów z pewnością skłonię się ku oszczędnościom kosztem jakości, byle tylko dopełnić okresu gwarancji. Nie mnie zastanawiać się np. nad kosztami eksploatacji, serwisów czy funkcjonalności zaproponowanych rozwiązań. Brak szczegółowych wytycznych zawsze mogę zinterpretować na swoją korzyść. Z drugiej strony Zamawiający pozostawia sobie furtkę do kwestionowania zaproponowanych przez GW rozwiązań. Najprościej mówiąc, na etapie realizacji zawsze może zakwestionować rozwiązanie które przewidział GW a co gorsze na tej podstawie dokonał wyceny zadania. Dalej pozostaje już zaangażować dobrych prawników L
Kolejne zagadnienie to faktyczny a planowany koszt prac projektowych [4]. W tym miejscu mamy do czynienia z jednej strony z ryzykiem niedoszacowania kosztów prac projektowych na etapie określania wartości zamówienia z drugiej strony z uwagi na wiodące kryterium oceny ofert (100% cena) szukaniu oszczędności przez GW** w tej sferze (czytaj: mniej doświadczone biuro mniejszy koszt). A gdzie w tym wszystkim miejsce na jakość, profesjonalizm, optymalizację rozwiązań? Mogą okazać się za drogie – to tylko mylne złudzenie, ale niestety często bierze górę nad zdrowym rozsądkiem.
Podsumowując – trudno dziwić się Zamawiającym, że coraz częściej korzystają z furtki jaką pozostawia im PZP***:
- objęcie jednym zamówieniem prac projektowych i budowlanych, a tym samym uniknięcie konieczności przeprowadzania dwóch odrębnych postępowań o udzielenie zamówienia
- opracowanie programu funkcjonalno-użytkowego niewątpliwie wymaga mniejszego nakładu sił, środków i czasu niż stworzenie dokumentacji projektowej, specyfikacji technicznej wykonania i odbioru robót budowlanych etc.
- w przypadku zamówień typu „zaprojektuj i zbuduj” obowiązek uzyskania decyzji, pozwoleń, uzgodnień i opinii zazwyczaj jest przerzucany na GW
- co więcej przepisy nie nakładają na Zamawiających jakichkolwiek obowiązków dodatkowej kontroli realizacji planowanej inwestycji czy to na etapie jej projektowania i przygotowania, czy też na etapie wykonywania prac budowlanych – pierwsza kontrola następuje na etapie odbioru końcowego prac budowlanych
W przypadku niektórych postępowań Zamawiający przy wyborze Wykonawcy kieruje się kryterium ceny oraz czasu przewidywanego na wykonanie zadania. I tak np. wyobraźmy sobie, ze Zamawiający ustala wagę dla zadania 60% cena, 40 % czas realizacji i podaje oczekiwany czas X m-cy, który w naszej ocenie jest już mocno zoptymalizowany. Jak zareagują Wykonawcy: a) mocną redukcją kosztów b) drastycznie skrócą czas realizacji. Otwartym pozostawiam pytanie: na ile prawdopodobne jest wykonanie zadania w tak okrojonym czasie i jak mocno GW liczy na późniejszą batalię prawników obu stron w celu nieustannego przeciągania czasu realizacji. Mistyfikacja? W mojej ocenie inaczej nie można tego nazwać, a jednak rzeczywistość utwierdza mnie w przekonaniu że lubimy żyć w świecie ułudy. Szkoda tylko, że kosztuje to tak wiele pieniędzy, nerwów i czasu. Zdrowy rozsądek podpowiada wspólnie omówić realny plan działania: czas, koszt, zagrożenia – ale gdzie w tym fun 😉 ?
Gdzie w tym całym bałaganie miejsce na IPD? W moim odczuciu bez zmian legislacyjnych oraz zmian przyzwyczajeń i świadomości ludzi nie mamy o czym mówić. Większa szansa rysuje się w odniesieniu do procedur prowadzonych przez Inwestorów prywatnych, ale i ich podejście pozostawia wiele do życzenia. Zaskakujące jest jak miejscami podobna jest metodologia działania w przypadku Zamawiającego prywatnego i publicznego. Tylko nieliczni Inwestorzy prywatni rozumieją potęgę zaangażowania się od początku na poważnie w realizację zadania, realistycznego podejścia do tematu, wzajemnego zaufania i szacunku pomiędzy stronami postępowania i wspólnej walki o dobro zadania. Niestety można ich policzyć na palcach jednej ręki, nad czym osobiście mocno ubolewam…
W obliczu powyższych słów, w miejsce autorskiego wywodu na temat przewagi IPD nad współczesnym modelem zarządzania procesem projektowym pozwolę sobie przypomnieć definicje IPD oraz główne zasady:
IPD – Zintegrowana Realizacja Projektu opiera się na współpracy, która z kolei opiera się na zaufaniu. Skutecznie zorganizowana, oparta na zaufaniu współpraca zachęca strony do skoncentrowania się na efektach projektu, a nie na indywidualnych celach. Osiągnięcie korzyści z IPD wymaga, aby wszyscy uczestnicy projektu przyjęli następujące zasady Zintegrowanej Realizacji Projektu. [5]
- Wzajemny szacunek i zaufanie
- Wzajemne korzyści
- Wczesne zdefiniowanie celu
- Wczesne zaangażowanie kluczowych uczestników
- Jasno określone standardy i otwarta komunikacja
- Wysoka wydajność
- Wykorzystanie odpowiednich technologii
- Organizacja i przywództwo
Po przeczytaniu definicji i zasad IPD niech każdy z nas porówna ile z nich jest stosowanych w realizowanych inwestycjach i spróbuje sam sobie odpowiedzieć na pytanie „jaka jest przyszłość IPD w Polsce” i „jak wiele jeszcze musi się zmienić w ludzkiej świadomości i podejściu do zarządzania, żebyśmy mogli z dumą powiedzieć, że ZARZĄDZAMY PROCESEM PROJEKTOWYM a nie tylko próbujemy jakoś to przeżyć i dobrnąć do końca?”.
Bibliografia
* IPD – Integrated Project Delivery / Zintegrowany Proces Realizacji Projektu więcej na :
http://www.bimblog.pl/2013/01/integrated-project-delivery-ipd-zintegrowany-proces-inwestycyjny-cz-1/
http://www.bimblog.pl/2013/02/integrated-project-delivery-ipd-zintegrowany-proces-inwestycyjny-cz-2/
** GW -Generalny Wykonawca
*** PZP – Prawo Zamówień Publicznych
[1] http://en.wikipedia.org/wiki/Design%E2%80%93build
[2] http://www.portalzp.pl/aktualnosci/zamowienia-typu-zaprojektuj-i-buduj-wedlug-nowych-zasad-1282018/
[3] http://www.lex.pl/du-akt/-/akt/dz-u-04-202-2072
[4] http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20041301389
[5] “Integrated Project Delivery: A Guide”. American Institute of Architects 2007 version 1. Retrieved 2008-11-13
Katarzyna Orlińska-Dejer
www.bimklaster.org.pl/
co jest fajne na waszym blogi to to, ze przynajmniej ucze sie polskich odpowiednikow tego, co czytam ze swiata (a mam folder bim o wielkosci 5.5gb i dwa razy wiekszy z videos na temat). przetlumaczylem bim execution plan universytetu indiana i mi sie juz mozg zlasowal od braku polskiej terminologii. no i zazdroszcze wam, ze mozecie sie we dwoje uzupelniac wiedza.
keep up the good work 🙂
rob
Postanowiłem, że podzielę się również moimi przemyśleniami, zwłaszcza, że czytanie Waszego bloga inspiruje do myślenia, a przede wszystkim próby zrozumienia tematu, zwłaszcza IPD, no bo gdzież takie IPD w promieniu nie większym niż 1000 km zostało zrealizowane?
To co dalej proszę traktować jako moje refleksje, zwłaszcza, że jestem osobą, która NIGDY (niestety) nie uczestniczyła w procesie inwestycyjnym opisywanym przez zamieszczone w artykule źródła. Świadomie nie będę podawał swoich, bo to by była kryptoreklama …
Refleksja 1. Co ma wspólnego IPD z zarządzaniem projektami? Czyli wyjaśniając moje pytanie, co ma wspólnego sposób prowadzenia inwestycji z zarządzaniem projektem? Tu nie chodzi o zmianę myślenia. Tu chodzi o wybór innego typu procesu realizacji inwestycji i jednocześnie zmianę metodyki zarządzania projektem.
Refleksja 2. Czym jest zarządzanie projektem w rozumieniu procesu inwestycyjnego w budownictwie? Czy to jest zarządzanie projektem, którym jest przygotowanie inwestycji? Czy to jest zarządzanie projektem, który jest przygotowaniem i realizacją procesu projektowania? Czy to jest zarządzanie projektem, który jest realizacją inwestycji? W polskich realiach budowlanych wg mnie nie ma przykładów zarządzania projektem w 90%. Mamy wiele przykładów planowania procesu realizacji inwestycji i późniejszym puszczeniu się na głęboka wodę. Nasze planowanie procesu realizacji inwestycji ogranicza się zazwyczaj (w 80%) do harmonogramowania jako wytyczenia celów i kamieni milowych, a potem, …..
Refleksja 3. Oprócz wymienionych formuł organizacji procesu inwestycyjnego, dodałbym:
– inżynier kontraktu w rozumieniu Contract Management at Risk i popularnych procedur FIDIC (w Polsce zmienianych do woli)
– PPP nie dotykam, bo w naszej rzeczywistości to „ogryzek” w obliczu mocno rozwinietych formuł brytyjskich czy francuskich, gdzie nie tylko finansuje się realizację ale i proces projektowania (również wybór z prekwalifikowanej ilości projektantów)
Refleksja 4: nie rozumiem odniesień do źródła: Wikipedia – to chyba nie to miejsce, w polskich definicjach nie ma pojęcia zaprojektuj-wybuduj w odniesieniu do Generalnego Wykonawcy. Odnośnikiem Design&Build jest w polskiej literaturze (mocno zaprzeszłej) jest GRI czyli Generalny Realizator Inwestycji. Jest jak najbardziej daleka, a nawet bardzo daleka od doskonałości i nie paradoksalnie, ale wręcz, bespośrednio tym samym rodzi wiele zagrożeń. Generalny Wykonawca to zgodnie z polską literaturą inny typ realizacji inwestycji.
Refleksja 5: Wszystkie wymienione przez Pania rodzaje procesów realizacji inwestycji, mają jeszcze jedną literkę jaką się dodaje do skrótowca, w naszym tłumaczeniu to:
Zaprojektuj & Wybuduj & Sądź się – niestety
Refleksja 6: IPD jako przeze mnie rozumiany proces planowania, projektowania i realizacji inwestycji w zakresie inwestora prywatnego, nie wymaga zmian legislacyjnych. Niestety w przypadku inwestora publicznego wymaga Jak wiemy różne inicjatywy mające na celu chęć zmian legislacyjnych, niektóre środowiska podjęły. Państwo próbujecie z Izbą Projektowania Budowlanego, ja próbuję z Polskim Związkiem Inżynierów i Techników Budowlanych, … długa droga , ale kropla drąży skałę, jak to mówią
Pozdrawiam
Piotr
z polską terminologią to faktycznie WIELKIE wyzwanie
Piotr Miecznikowski
ten sam co bdzz i tcipm
Pozdrawiam Serdecznie!
Witam, przepraszam, że tak długo zwlekałam z odpowiedzią ale już nadrabiam zaległości 🙂
Rob: dzięki za komentarz,
Piotr: dzięki za komentarz, luźne refleksje są jak najbardziej mile widziane i często bardzo cenne, pozwól że odpowiem na kila z nich
„Refleksja 1. Co ma wspólnego IPD z zarządzaniem projektami? Czyli wyjaśniając moje pytanie, co ma wspólnego sposób prowadzenia inwestycji z zarządzaniem projektem? Tu nie chodzi o zmianę myślenia. Tu chodzi o wybór innego typu procesu realizacji inwestycji i jednocześnie zmianę metodyki zarządzania projektem.” W moim rozumieniu IPD i zarządzanie projektami mają wiele wspólnego. IPD to jak słusznie zauważyłeś sposób prowadzenia inwestycji, tak więc ( w moim rozumieniu) również zarządzanie projektem, które musi mieć miejsce w nawet najbardziej zaawansowanym procesie. Aby wybrać inną formę i sposób podejścia do procesu inwestycyjnego niezbędna jest zmiana w sposobie myślenia. Taki prosty przykład: jako kierowca jeździsz do pracy tą samą drogą, po trosze z przyzwyczajenia, po trosze z lenistwa … tak ci wygodnie, masz swoje powody. A może tak pojechać inną trasą, krótszą z ładniejszym widokiem. Żeby dokonać takiego wyboru musisz zmienić sposób myślenia, porzucić wygodne przyzwyczajenia, zaryzykować przynajmniej raz żeby sprawdzić nową opcję, musi pojawić się w twojej głowie chęć optymalizacji – czyli musisz zmienić myślenie. Jeśli jesteś zatwardziały w poglądach i wydaje ci się że wiesz wszystko najlepiej a w dodatku „tak ci dobrze” i nie czujesz potrzeby zmian co musi się stać żebyś zmienił zdanie?
„Refleksja 2. „- bardzo dużo w tym racji,
„Refleksja 3”. Ideą podziału nie była forma prowadzenia projektu a zakres odpowiedzialności składany na barki GW, co więcej zależało mi na prostym podziale, aby temat był bardziej przejrzysty dla osób które nie mają na co dzień styczności z zagadnieniem. Nadmierne komplikowanie sprawy może zaciemnić przekaz.
„Refleksja 4: nie rozumiem odniesień do źródła: Wikipedia „. A w moim rozumieniu jest to źródło jak każde inne. Większość osób w naszym kraju dopiero rozpoznaje temat IPD czy BIM, oczywiście pisząc moję opracowania moge odnosić się wyłacznie do obcojęzycznych i dziwnie brzmiących tytułów, ale chyba nie o to chodzi. Wpisując hasło „integrated project delivery” w wyszukiwarkę internetową co wyskakuje jako pierwsze ? oczywiście wikipedia i to jest właśnie pierwsze zderzenie potencjalnego czytelnika poszukującego wiedzy na temat IPD z objaśnieniem dla tego zagadnienia. Czasami proste w formie i treści i ogólnie dostępne źródła są bardziej przychylne osobom stawiającym swe pierwsze kroki w temacie niż wyszukana literatura światowa. Z tego założenia wychodzę 🙂
„Refleksja 5. … Zaprojektuj & Wybuduj & Sądź się…” – niestety również słyszałam taką opinię,
„Refleksja 6: IPD jako przeze mnie rozumiany proces planowania, projektowania i realizacji inwestycji w zakresie inwestora prywatnego, nie wymaga zmian legislacyjnych.” – to oczywiste 🙂
Pozdrawiam
Kasia
Jak trudno jest znaleźć w naszej polskiej rzeczywistości osoby rozumiejące IPD. Dzięki.
A skąd pomysł na ten dopisek?
No cóż, w dzisiejszej Gazecie Prawnej jest duży artykuł o tym, że nie ma szans na utworzenie jednej Izby Budowlanej w efekcie połączenia IARP i PIIB. Są podawane różne argumenty, np że inżynier budowlany nie jest zawodem zaufania publicznego…
Przy pierwszym moim spotkaniu z PIIB, a wręcz jej zarządem i próbie przedstawienia zalet IPD, wystąpiłem z postulatem utworzenia wspólnego zespołu z IARP, który rozpocząłby współpracę nad stworzeniem standardów, fundamentów pod wdrażanie BIM, IPD. Zwłaszcza, że taka współpraca, dałaby właśnie przykład połączenia się inżynierów i architektów, nie tylko w procesie inwestycyjnym w przyszłości ale i własnie w opracowaniu podstaw przydatnych nam wszystkim w przyszłości.
Cóż, pozostaje nam próbować wdrażać IPD na naszych małych podwórkach…
Pozdrawiam
Piotr
I jeszcze jedno może mniej pocieszające:
wykładam aspekty BIM na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej i opowiadam o IPD, Target Value Design, Lean Construction i widzę wśród młodych ludzi (V rok), którzy niewiele czasu poświęcili na praktyki zawodowe, niedowierzanie, zwątpienie i rzadko artykułowane:
„tak się nie da!!!”
i co z tego, że opowiadam przykłady ogromnych sukcesów IPD chociaż w US coraz częściej już się pisze ILPD czyli Integrated Lean Project Delivery,
Ci młodzi nie wierzą, nazywając to, virtualnym, nieosiągalnym w naszej rzeczywistości, światem
Pozdrawiam Optymistycznie
Piotr